„Rodzicu,
bronisz swego dziecka
wodząc Śmierć za nos, lecz w
ostatniej walce jesteś
tylko widzem bez możliwości ochrony.”- Anonim
Mężczyzna otworzył
gwałtownie oczy i spojrzał w sufit. Poczuł, jak po jego skroni spływa powoli
strużka potu, a serce wybija szalony rytm. Ponownie zamknął powieki, pragnąć uspokoić
nie tylko serce, ale i oddech. Szybkim ruchem odgarnął kołdrę na bok i różdżką
przywołał do siebie czarną szatę. Szybkimi ruchami włożył ją na siebie, nie
przejmując się przejmującym zimnem, które panowało w jego pokoju. Mamrocząc na
nieodpowiedzialnego Glizdogona wszedł do łazienki, która była jeszcze mniejszym
pomieszczeniem, niż pokoik. Obmył twarz zimną wodą, aby pozbyć się ostatnich
resztek snu, zmęczenia i koszmaru. Spojrzał w brudne lustro i dojrzał swoje
odbicie, odbicie człowieka zmęczonego życiem, który każdego dnia oczekiwał
śmierci. Małe, czarne oczka przerażały wszystkich uczniów Hogwartu, długi i
haczykowaty nos, często był obiektem kpin i żartów. Przyjrzał się ziemistej cerze, która była
jego zmorą od najmłodszych lat, a potem przejechał smukłą dłonią po prostych i
czarnych niczym noc włosach. Oparł dłonie na zimnej umywalce i starał się
wymazać z głowy dziwny koszmar. Po raz pierwszy od szesnastu lat pomyślał o
małej istotce, którą oddał swojej kuzynce na wychowanie. Nie potrafił sobie
wyobrazić tego dziecka w mugolskim domu dziecka, lub podobnej rodzinie. Płacił
za jego utrzymanie i naukę w domu, ale nigdy go nie zobaczył. Nie chciał, mimo
że Eva nalegała. Wiedział, tylko, że jest płci żeńskiej i jest bardzo podobna
do jego przyjaciółki. Nie interesowało go to, chciał, aby zniknęła. Mimo to
ciągle nazywał ją dziecko. Zastanawiał
się, dlaczego jego umysł tak nagle przypomniał sobie o niej. Jaki sens były
głuche okrzyki w jego głowie, które wzywały pomoc. Otworzył skrzypiące drzwi i
po wąskich stopniach zszedł na dół, gdzie słyszał już trzaski dochodzące z
kuchni. Z hukiem wszedł do niezwykle jasnego pomieszczenia, które mogło
pomieścić ledwie dwie osoby. Z niechęcią spojrzał na biały talerz, który
postawił na stole Glizdogon. Smród smażonego bekonu wypełnił pomieszczenie.
-Otwórz okna –warknął Snape.
Mały człowieczek o mysich włosach podreptał
do jednego z brudnych okien i z trzaskiem je otworzył. Powiew świeżego
powietrza otrzeźwił odrobinę Mistrza Eliksirów i sprawił, że śniadanie nagle
stało się bardzo kuszącą propozycją. Snape należał do osób, które uważały
marnowanie czasu, za największą zbrodnię, dlatego w domu spędzał mało czasu.
Zazwyczaj zaraz po śniadaniu wybierał się do Malfoy Manor, aby poprawić stan
psychiczny Dracona.
-Przyszła sowa –oznajmił Peter.
Severus uniósł wysoko cienkie brwi i
podszedł do czarnego puchacza. Doskonale wiedział, że owo stworzenie należy do
Narcyzy, która rzadko zwracała się do niego osobiście. Zgromił spojrzeniem
skradającego się za jego plecami Glizdogona i rozwinął zapieczętowaną kopertę.
Drogi Severusie,
Nie przyjeżdżaj
dzisiaj do MM. Spotkajmy się na cmentarzu w Londynie.
NM.
Przeczytał treść listu po raz kolejny i
niechętnie wrzucił pergamin do kominka. Nie zwracając uwagi na małego czarodzieja,
który dopytywał się, dokąd Snape się udaje i co ma robić, Severus ubrał czarną
pelerynę i opuścił dom. Powolnym krokiem ruszył w stronę ciemnej uliczki, która
służyła mu do teleportacji. Zastanawiał się powoli, czemu Narcyza nagle
zmieniła zdanie i chciała się spotkać na cmentarzu. Usłyszał trzask upadającego
przedmiotu i gwałtownie się odwrócił. Nie zdołał jednak zobaczyć napastnika, bo
ten natychmiast się teleportował.
Wysunął końcówkę różdżki ze swojej szaty i przyspieszył kroku. Czuł na
sobie czyjeś spojrzenie, ale nie potrafił zlokalizować owej osoby. Zignorował
okropny odór zaułka i głośne odgłosy kociej bijatyki. Szybko się teleportował,
widząc cień wchodzący do zaułka.
Cmentarna
brama wyglądała całkowicie normalnie. Czarne pręty sprawiały wrażenie bram do
samych piekieł, a nie do miejsca ostatecznego spoczynku. Snape pchnął
delikatnie furtę, która zaskrzypiała okropnie. Naciągnął na głowę kaptur, chcąc
za wszelką cenę ukryć swą tożsamość. Wślizgnął się na teren miejscowego
cmentarza i rozejrzał się po terenie. Mnóstwo ludzi pojawiło się dziś, aby
odwiedzić swoich zmarłych krewnych, przyjaciół. Severus starał sobie
przypomnieć, kiedy ostatni raz odwiedził grób Lily. Było to chyba zaraz po
pogrzebie, gdy widział Evę po raz ostatni, gdy trzymała w ramionach dziecko.
Ruszył kamienną ścieżką wzdłuż nagrobków, przyglądając się parze staruszków,
którzy grabili piasek wokół pomnika. Mocniej naciągnął kaptur, który przy
okazji osłaniał go przed słońcem. Sierpień był gorącym miesiącem nawet w
Anglii, dlatego po chwili poczuł, jak cienka strużka potu spływa mu po plecach.
Przeklął swoje uwielbienie dla czarnych ubrań i ze stoickim spokojem minął mały
kościółek, w którym właśnie odbywała się msza. Severus dopiero teraz zrozumiał,
że w tym stroju za bardzo się wyróżnia, ale nie było innego wyboru. Nie miał
pojęcia, gdzie mógłby napotkać kogoś z Ministerstwa, lub Zakonu. Zapuścił się w
najdalsze zakątki cmentarza szukając znajomej sylwetki Narcyzy. Po chwili
kamienna ścieżka zniknęła i została zastąpiona przez drobny piasek. Snape
słyszał jego chrzęst pod swoimi stopami. Jakaś młoda kobieta płakała i przez
przypadek wpadła na niego. Uniosła głowę i natychmiast uciekła od jego
pogardliwego spojrzenia. Severus nienawidził łez, wręcz się nimi brzydził.
Skręcił w prawo, tak jak prowadziła ścieżka i po chwili zobaczył szczupłą
kobietą w czarnym płaszczu, która trzymała w dłoniach bukiet lilii. Na włosach
miała owinięty czarny szal, spod którego wystawały jasne kosmyki włosów.
Czarodziej przyspieszył i zrównał się z nią i spojrzał na napis na małym
pomniku.
Caroline Narcyza
Malfoy.
Nie zdołała
zobaczyć słońca.
Zdziwiony patrzył, jak przyjaciółka składa
kwiaty na marmurowej płycie. W jej oczach zobaczył smutek i tęsknotę.
-Nie wiedziałeś o niej?- zapytała głucho i
nie czekając na odpowiedź, prychnęła.- Oczywiście, że nie. Lucjusz, tak się jej
wstydził, że pochował ją nawet na mugolskim cmentarzu.
Severus omal nie cofnął się, gdy usłyszał
jak kobieta klnie. Narcyza była dla niego uosobieniem spokoju i opanowania.
Zawsze murem stała za swoją rodziną. Teraz w jej szarych oczach dostrzegł błysk
gniewu.
-To twoja córka?- zapytał tępo.
-Tak - szepnęła i uklękła przed płytą
delikatnie jej dotykając.- Lucjusz zawsze chciał mieć syna. Jednak, gdy
dowiedział się, że pierwsza narodzi się dziewczynka zdenerwował się. Lekarze
twierdzą, że Caroline urodziła się martwa.
-Przykro…
-Słyszałam jej płacz –zaszlochała i upadła
na kolana.- Żyła, gdy wynosili ją z mojej sali, choć próbują mi wmówić, że to
był sen. Wiem, że Lucjusz mnie oszukał. Ona żyła.
Severus poczuł czyjeś spojrzenie i ponownie
się obejrzał. Zobaczył jedynie kręcących się po cmentarzu ludzi. Ujął Narcyzę
pod ramiona i podniósł z ziemi. Kobieta nadal szlochała cicho i zacisnęła dłoń
na czymś miękkim. Mężczyzna po chwili rozpoznał szmacianą lalkę.
-Miała ją dostać…, nawet nie zdołała jej
zobaczyć…
-Uspokój się, Narcyzo –warknął- Ludzie
patrzą.
Kobieta natychmiast westchnęła i otarła
mokre od łez policzki. Jeszcze przez chwilę stali w milczeniu i wpatrywali się
w grób małej Caroline.
-Rodzice nie powinni grzebać swoich dzieci -
powiedziała stanowczo.- Rozumiesz, Severusie?
Kiwnął delikatnie głową, choć szukał
drugiego dna tego spotkania. Nie rozumiał, dlaczego po tylu latach, nagle miał
zobaczyć grób małej Caroline. Narcyza
spojrzała na niego przenikliwie.
-Nie chcę ponownie stawać nad trumną
dziecka.
-Dracono…
-Jesteś w niebezpieczeństwie - oznajmiła szeptem.-
Czemu nie powiedziałeś mi, że Regulus i Philippa mieli dziecko?
Severus z trudem powstrzymał się przed
upadnięciem na ziemię. Pani Malfoy nie patrzyła na niego, niecierpliwie bawiła
się złotymi puklami lalki.
-O czym ty mówisz?- zapytał ostro.
-Bellatriks już wie, Czarny Pan też. Co
więc ci szkodzi, abyś powiedział mi prawdę?
-Czarny…
-Wie –oznajmiła krótko.- Wezwałam cię tu,
ponieważ Bella i mój syn mają cię zabić. Jesteś moim przyjacielem, Severusie.
Pewnie jedynym, dlatego mi na tobie zależy…
-Bardziej niż na siostrze?- przerwał jej.
-Bellatriks się zmieniła. Nie jest już tą
samą osobą, z którą przeżyłam dzieciństwo. Mówią, że Azkaban zmienia ludzi, to
prawda. Podsycił w niej sadyzm i chęć mordu. Ona oszalała.
-Zawsze…
-Severusie –przerwała mu oburzona.- Czas ci
ucieka, więc nie będziemy tu mówić, czy moja siostra od zawsze powinna mieszkać
na oddziale zamkniętym, czy nie. Jeśli Regulus naprawdę miał dziecko i to na
dodatek z Philippą Rowel, to je ratuj. Myślisz, że co Czarny Pan zrobi z bękartem
o takiej mocy?
-Przyro…
-Przestań mi przerywać!- warknęła
najwyraźniej mocno już zdenerwowana.- Albo ją wykorzysta do zabicia Wybrańca,
albo od razu ją zamorduje. Pewnie nigdy nie wiedziałeś, co to jest miłość do
dziecka, a może nadal nie wiesz. Nieważne - chwyciła go mocno za kraniec szaty,
zmuszając, aby spojrzał w jej oczy.- Ratuj ją, Severusie. Zabierz ją i
uciekajcie z Anglii, jak najdalej.
-Zmieniłaś się.
- Gdybym wiele lat temu wiedziała, jak
potoczą się moje losy, może nie wyszłabym za Lucjusza. Teraz jednak mam syna,
który potrzebuje pomocy, który musi zabijać, bo jego ojciec jest zbyt wielkim
tchórzem…
-Nie oceniaj, go zbyt surowo.
-Za późno, Severusie. Myślę, że ta miłość
nie umarła. Jej nigdy nie było.
Pokiwał głową i mocno przytulił czarownicę.
Zaszlochała cicho w jego szatę, podczas gdy on głaskał ją po głowie.
-Musisz być silna, Narcyzo. Rozegraj to
mądrze, a oboje przeżyjecie tę głupią wojnę.
-Zrób to szybko Severusie, a i tobie się
poszczęści - szepnęła i dała mu szmacianą lalkę.- Uciekaj.
Pocałował ją delikatnie w czoło i schował
zabawkę do kieszeni szaty. Machnął różdżką i na grobie małej Caroline pojawiły
się czarne róże.
-Dziękuję – szepnął Mistrz Eliksirów i
szybko oddalił się w stronę cmentarnej bramy.
Małe
Margate powitało go ostrym wiatrem i zapachem soli. Westchnął i spojrzał na
wzburzone morze, które uderzało o skały. Przez te dwadzieścia lat, nadal nie
potrafił zrozumieć, co kierowało jego kuzynką, aby sprowadzić się do miasta,
gdzie większość ludzi skończyło siedemdziesiąt lat. Nie zwracając uwagi na
zdumione spojrzenia przechodniów ruszył wzdłuż plaży. Zdjął kaptur z głowy i
dostrzegł maleńki domek. Prychnął pod nosem wiedząc, że kuzynka musi mieszkać w
czymś takim. Przyspieszył i zaraz tego pożałował, bo upadł na jasny piasek. Śmiech
dzieci rozbrzmiał w jego uszach. Szybko podniósł się z ziemi i spojrzał na
poczerwieniałego ze śmiechu czternastolatka. Ostatkiem silnej woli powstrzymał
się, przed wyciągnięciem różdżki i zmienienia prychającego nastolatka w prosię,
które biegałoby wzdłuż plaży.
-Najmocniej pana przepraszam - krzyczała
pulchna kobieta, która biegła w ich stronę wymachując rękoma.- On już taki
jest.
-W takim razie trzeba go lepiej wychować – syknął,
widząc, że kobieta się rumieni.- Taki bachor powinien siedzieć zamknięty w
piwnicy i nie wychodzić, dopóki nie nauczy się kultury.
Odwrócił się dumnie.
-Co za gbur. Widać, że nie ma dzieci-
mruknęła kobieta.
Severus już chciał się odwrócić, ale
stwierdził, że nie powinien się mieszać w kłótnię z głupią, mugolską kobietą.
Przypomniał sobie Petunię Dursley, która miała podobny charakter. Była to jedna
z najbardziej znienawidzonych przez niego kobiet. Wszedł po drewnianych
stopniach na mała werandę i otrzepał pelerynę z piasku. Poczuł delikatny zapach
pelargonii i kichnął. Nienawidził tych
kwiatów.
-Lily!
Lily, poczekaj!- zawołał chłopak, którego włosy, co chwila podrygiwały w czasie
biegu.
Jego
głośne kroki odbijały się od korytarzy Hogwartu, gdy próbował dogonić swoją
przyjaciółkę. Rudowłosa Gryfonka zatrzymała się i uśmiechnęła.
-Severusie?
Chłopak
zobaczył wyraz zdumienia na jej twarzy, natychmiast się zarumienił. Poprawił
torbę, która zwisała mu na ramieniu i spróbował przybrać obojętny ton.
-Dzisiaj
są walentynki –oznajmił.
-Wiem
o tym –zachichotała.- Ten Potter, też musiał mi przypomnieć!
Snape
poczuł radość na widok złości przyjaciółki. Już od pierwszej chwili obawiał
się, że Evans od razu zaprzyjaźni się z Potterem.
-To
dla ciebie.
Rudowłosa
chwyciła kwiaty i natychmiast zaciągnęła się zapachem wspaniałych pąków.
-Dziękuję,
ale ja nie mam nic dla ciebie - szepnęła zawstydzona.
-Nie
szkodzi. Wystarczy mi nasza przyjaźń.
Lily
uśmiechnęła się radośnie i ruszyła na dziedziniec.
-Hej,
Smarkerus!!
Snape
odwrócił się w stronę Jamesa Pottera, który uniósł różdżkę. Po chwili Lily
pisnęła ze strachu, a z pięknych kwiatów wyleciał rój pszczół. Rozwścieczone
owady natychmiast ruszyły w stronę Ślizgona, który potykając się o własną szatę
ruszył do ucieczki. Potknął się i natychmiast poczuł bolesne ukłucia.
-Przestańcie!-
wrzasnęła Lily.- Zrobicie mu krzywdę!
-Słucham?
Severus ocknął się ze swoich wspomnień i
zobaczył przed sobą drobną dziewczynę, która była zaskoczona jego pojawieniem
się w tym domu. Severus zobaczył, jak w niebieskich oczach pojawia się panika.
-Przyszedłem do Evy Waiss - oznajmił sucho.
-Proszę pani - zawołała głośno.- Ktoś do
pani.
W tym momencie z mieszkania wyleciała druga
dziewczyna. Była o wiele ładniejsza od blondynki i równie zaskoczona. Jej skóra
była lekko opalona, a ciało miała szczupłe. Długie w odcieniu brązu, włosy
okalały okrągłą buzię, a oczy miała duże w kształcie migdałów.
-Dobry –mruknęła.- Vera, idziemy?
Severus dostrzegł, że obie najwyraźniej
chcą iść na plaże. Przesunął się, aby zrobić im miejsce i po chwili nastolatki
zniknęły wśród tłumu ludzi na plaży. Patrzył na oddalającą się brunetkę, która
po chwili wybuchnęła wesołym śmiechem.
-Sev?
Odwrócił się powoli i zobaczył starszą
kobietę, która spoglądała na niego z niedowierzaniem. Niewiarygodnie duże usta
zamarły w niemym „o”, a oczy były tak szeroko otwarte, że mogły zaraz wypaść.
-Nie wpuścisz mnie, Evo?
Kobieta szybko się odsunęła. Powolnym
krokiem wszedł do małego domku. Drewniane ściany nie były pomalowane, ani
oklejone tapetą. Zdjął z ramiona pelerynę i wszedł do małego salonu. Oprócz
mugolskich sprzętów, którymi gardził znajdowała się tam pokaźnej wielkości
biblioteczka z ciemnego drewna, stolik, dwa fotele w czerwonej barwie i kanapa.
Wybrał fotel i cierpliwie czekał, aż kuzynka wróci z herbatą. Miał nadzieję, że
pamięta, co pija. Po chwili Eva ponownie pojawiła się w drzwiach niosąc dwie
szklanki z gorącym napojem. Usiadła naprzeciwko kuzyna i rozpuściła czarne,
matowe loki.
-Co cię sprowadza?- mruknęła.
Snape wiedział, że nie jest zachwycona z
jego wizyty. Upił łyk zielonej herbaty i złączył palce dłoni.
-Mamy pewien problem, Evo. Muszę zabrać ze
sobą dziecko.
Kobieta ponownie otworzyła szeroko oczy i
polała się wrzątkiem. Syknęła cicho i wyjęła z kieszeni luźnych spodni różdżkę.
Snape spokojnie przyglądał się kobiecie, która teraz masowała powoli skronie.
-Chyba nie rozumiem - szepnęła.- Zjawiasz
się tu, po szesnastu latach i mówisz, że chcesz ją zabrać?
-Tak.
-Oszalałeś -wycedziła wstając.- Nie
obchodzi mnie, z jakich pobudek się tu zjawiłeś. Może obudziły się w tobie
wyrzuty sumienia, albo i nie. Co ty sobie wyobrażasz?!-krzyknęła.
-Usiądź, Evo –polecił surowo.
-Nie!- krzyknęła i zaczęła chodzić po
pomieszczeniu.- Szesnaście lat temu, zapewniłeś mnie, że nie chcesz mieć z nią
nic wspólnego. Na początku miałam nadzieję, że wrócisz i chociaż będziesz
istniał w jej życiu. Ty… ty nawet nie znasz jej imienia!
-Posłuchaj mnie, Evo –powiedziała stanowczo
Severus, również wstając.- Czarny Pan, wie o niej.
Cichy łoskot. Kobieta upadła na drewnianą
podłogę i zasłaniała usta dłonią. Z jej piersi wydobył się okrzyk przerażenia
wymieszany z rozpaczą. Severus patrzył na to z obrzydzeniem, ale podszedł do
kuzynki i pomógł jej wstać. Eva usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach.
-Szesnaście lat ją ukrywałam –wyszeptała.-
Byłam pewna, że tu będzie bezpieczna.
-Jeśli nie chcesz mi jej oddać, dobrze-
powiedział powoli.- Tylko weź ją z Anglii. Najlepiej wyjedźcie do Stanów.
-Będzie chciała wiedzieć…
-Nie może –przerwał jej stanowczo. – Im
mniej wie, tym lepiej dla niej.
-Brian się nie zgodzi…
-Musisz go przekonać, Evo –warknął.- Jeśli
oni was znajdą, nie zginie tylko ona. Wybiją was wszystkich.
Eva pokiwała powoli głową. Severus rzucił
na nią ostatnie spojrzenie i wyciągnął z kieszenie mały pakunek, który zawsze
nosił przy sobie.
-W razie niebezpieczeństwa, daj jej to.
-Co to takiego?
-Nie twój interes- syknął.- To może jej się
przydać, gdyby nikt z nas nie mógł jej ochronić.
Eva kiwnęła głową i schowała pakunek w
kieszeni. Severus przywołała pelerynę i ruszył ku wyjściu.
-Caris –szepnęła Eva, gdy wychodził.
-Słucham?- zapytał.
-Ma na imię Caris.
Jest rozdział pierwszy. Nie mam pojęcia, co o nim powiedzieć. Jest taki zwyczajny, pomijając fakt, że główna bohaterka pojawia się tutaj przez chwilę.
Jasne Słoneczko, dziękuje za dedykację. Odpowiedzi pojawią się w osobnej zakładce...
No to, przeczytałam.
OdpowiedzUsuńZacznę od pierwszej wiadomości. Nie związanej, ale dobrej: Moja pani dyrygent zakochała się w One Day more i postanowiła nad tym popracować.
Masz powtórzenia, kilka błędów logicznych. Skąd Serv wiedział na którym cmentarzu będzie Narcyza? Nawet u nas jest ich kilka, co dopiero w Londynie.
Fabuła mi się podoba. Jest taka przemyślana i zgaduję, że jedna z tych nastolatek to była Caris. Ładne imię.
Całusy
JS
To cudownie, z chęcią posłucham waszego wykonania. Zamawiam miejsce w pierwszym rzędzie!!!
UsuńNaprawdę nie pomyślałam nad tym cmentarzem. W mojej głowie było to logiczne, jednak masz rację. No cóż, załóżmy, że to był jakiś najważniejszy, lub najstarszy cmentarz, dlatego Severus poszedł właśnie tam. Nie umiem niestety wyłapać wszystkich powtórzeń we własnym tekście.
Imię Caris też mi się bardzo podoba. Nosiła je główna bohaterka serialu i powieści Kena Folletta "Świat bez końca", dlatego jakoś wryło mi się w pamięć.
Witaj,
OdpowiedzUsuńZ reguły na początku jest zwyczajnie. Prologi i pierwsze rozdziały są trudne. Do komentowania też:)
Wyszło Ci to dość zgrabnie, jest trochę chaosu, dużo wielokropków, Snape wydaje się przez to mało elokwentny. Głównej bohaterki brak, przez co to mistrz eliksirów wydaje się pierwszoplanową postacią.
Zastanawiam się, jak rozwiniesz akcję i wykreujesz Caris. Brakuje mi trochę magii i hogwarckiego zgiełku.
Popracuj też nad błędami stylistycznymi, postaraj się wyeliminować zbędną interpunkcję i sprawdzaj o raz więcej notkę przed wstawieniem, a będzie dobrze:))
Czekam na NN, pozdrawiam:)
No to pierwszy rozdział z głowy :)
OdpowiedzUsuńBardzo spodobało mi się jak ukazałaś w tym opowiadaniu Narcyzę i Severusa. Nie są oni bowiem wyidealizowanymi postaciami, nawet wręcz przeciwnie. Sądzę, iż fragment w którym Snape zastanawia się kiedy był ostatnio na grobie Lily jest trochę banalny. Ona była jego wielką miłością, takich przeżyć się tak od razu nie zapomina, zwłaszcza powiązanych z uroczystością pogrzebową. Poza tym wszystko ładnie, zgrabnie i elegancko. Nie lubię komentować prac na wczesnym etapie (stąd moje ociąganie się) dlatego czekam na dalszy rozwój wydarzeń. ~~ Orkadrahi