"Morderstwo czyni ze
zbrodniarza ofiarę własnego sumienia."
Severus Snape wszedł
do swojego domu i od razu wiedział, że jest sam. Glizdogon zazwyczaj kręcił mu
się pod nogami od samych drzwi do łazienki. Odwiesił płaszcz na wieszak i
powolnym krokiem wszedł do gabinetu, który znajdował się tuż obok kuchni.
Poczuł w nozdrzach zapach kurzu, więc machnięciem różdżki otworzył okna. Gorące
i suche powietrze wypełniło pomieszczenie, gdy czarodziej usiadł przy biurku.
Ujął w dłonie szmacianą lalkę, którą dała mu Narcyza i zaczął się zastanawiać,
jakby wyglądała teraz Caroline Malfoy.
Może
jak ta blondynka, która wyszła z Caris?
Na pewno miałaby jasne włosy i szczupłą
twarz. Ciekawe, po kim miałaby oczy? Po Lucjuszu? Te zimne, bezlitosne tęczówki
w kolorze zamarzniętej wody? A może te szare, które przypominały mu czasem
mgłę?
Zamknął oczy i powoli rozmasował skronie.
Spojrzał na tkwiące w kałamarzu pióro, a potem na urwany kawałek pergaminu.
Przysunął do siebie kartkę i spojrzał na nią z zastanowieniem. Po dłuższej
chwili chwycił pióro i zaczął kreślić pierwsze słowa.
Dracon spojrzał na swoje odbicie w gładkiej
tafli lustra. Uniósł wyżej podbródek, aby wyglądać lepiej. W końcu wściekły
chwycił jedną z książek i rzucił w mebel. Lustro pękło na kilkanaście małych
odłamków, które rozsypały się po podłodze. Usłyszał głośne kroki i po chwili w
drzwiach zobaczył przerażoną twarz matki.
-Draco, wszystko w porządku?
-Jak widać –warknął.- Poradzę sobie.
-Jesteś pewien? Może powinnam wezwać
skrzata?
-Powiedziałem, że sobie poradzę –wysyczał i
zatrzasnął głośno drzwi.
Ignorując natarczywe pukania matki usiadł
na łóżku i machnięciem różdżki zasłonił okna. Ogarnęła go ciemność, jego
nieodłączna towarzyszka. Z wahaniem odsłonił lewe przedramię i spoglądał na
wijący się Czarny Znak. Musnął palcami swoją skórę i wzdrygnął się z
obrzydzenia. Szybko zapiął rękaw koszuli i spojrzał na porozrzucane na
granatowym dywanie, kawałki szkła. W
każdym z nich, widział fragment swojej twarzy. Szare tęczówki, jasne włosy,
prosty nos i mocno wysunięty podbródek. Przetarł dłonią zaspane oczy i opadł na
porozrzucane po łóżku poduszki. Pragnął
zasnąć, choć na chwilę. Błagał jedynie o jedną noc bez koszmaru, bez budzenia
się z krzykiem. Zawsze miał to samo. Tę noc, gdy Dumbledore umierał. Te
sekundy, gdy wypadał za barierkę wieży. Chciał wymazać te chwile z pamięci.
Zawsze wtedy wmawiał sobie, że to nie on go zabił. Przecież to Snape…
Ale wtedy przypominał sobie, jak go
rozbroił, a dyrektor wcale się nie bronił. Pamiętał ucieczkę przez korytarze,
gdzie Potter i jego kumple wciąż walczyli. Oni mogli, on musiał ratować swoją
rodzinę. Usłyszał pukanie i natychmiast poznał, kto to. Jego matka pukała
delikatnie, jakby nieśmiało. Ojciec i ciotka Bellatriks władczo. Usiadł na
łóżku i chwycił różdżkę. Już czas.
-Dracon, dalej!
Wzdrygnął się, gdy usłyszał piskliwy głos
ciotki. Leniwie wstał z łóżka i otworzył
drzwi. Na trupio bladej twarzy kobiety, tkwiła szaleńcza radość. Chłopak nie
miał wątpliwości, że to zadanie sprawi jej ogromną przyjemność
-No dalej, bo Severus zanudzi się na śmierć
–zachichotała.
Chłopak zamknął drzwi od pokoju i udał się
za ciotką w stronę drzwi wyjściowych.
Słońce już dawno zaszło, gdy zjawili się
przed domem Severusa Snape` a. Bellatriks zachowywała się jak małe dziecko,
które dowiedziało się, gdzie ukryto gwiazdkowe prezenty. Draco patrzył jak
rozmawia cicho z Glizdogonem, który twierdził, że Snape od swojego przyjścia
nie wyszedł z gabinetu. Młody Malfoy zastanawiał się przez chwilę, czy za te
kilkanaście lat będzie się zachowywał jak jego obłąkana ciotka. Czy też na
wieść o nowym zadaniu uśmiechnie się i natychmiast ruszy? Skrzypnięcie drzwi
było cichutkie, ale w tej ciszy Draco był pewien, że ten dźwięk obudziłby
umarłego. Powolnym krokiem ruszył przez ciasny korytarz. Chłopak czuł, że zaraz
zwymiotuje całą zawartość swojego żołądka. Bellatriks z hukiem wywarzyła drzwi
od pomieszczenia i wkroczyła do środka. Niespodziewanie przystanęła i Draco
omal na nią nie wpadł. Powoli wyminął ciotkę i zobaczył Severusa Snape` a,
który siedział w swoim fotelu, jakby na nich czekał.
-Bello, Draconie –kiwnął delikatnie głową.
Lestrange parsknęła chłodnym śmiechem,
który sprawił, że Draco złapał się ściany. Jego ciotka brzmiała zupełnie jak
osoba, która nagle postradała zmysły.
-Koniec zabawy, Snape –zawołała.
-Tak myślałem, że przybędziesz ty
–mruknął.- Nie przepuściłabyś tej okazji, prawda?
-Jak ty mnie dobrze znasz- oznajmiła
przymilnie i zawinęła na różdżkę jeden z kosmyków włosów.- Wszyscy tak
zachwycali się twoją osobą. Znasz to uczucie, gdy wszyscy nagle dowiadują się,
że miałeś rację?
-Jak narkotyk.
-Dokładnie –zapiała czarownica.- Szkoda, że
nie widziałeś miny Czarnego Pana…
-Interesuje mnie jednak, dlaczego szukałaś
informacji na mój temat- przerwał jej Snape.
-Nie szukałam- zaperzyła się.- Ta
informacja trafiła do mnie, przez przypadek.
-Oboje wiemy, że przypadki nie istnieją,
Bello- warknął Severus.
-Wiedziałam, że coś śmierdzi –syknęła
niczym kobra królewska, która przypuszcza atak na swoją ofiarę.- Przez lata
byłeś pupilkiem Albusa Dumbledore`a, aby potem potrzebować roku, aby go
zgładzić!
-To była misja Dracona.
-Wszyscy wiedzieliśmy, że nie da rady!
Każdy, nawet Czarny Pan, był świadom, że to ty będziesz musiał go zabić!
W pomieszczeniu zaległa cisza, podczas
której Bella starała się uspokoić. Kobieta uniosła dumnie głowę i wycelowała
różdżką w czarodzieja.
-No mów, Snape. Gdzie schowałeś bękarta?-
zapiszczała.
-Jesteś taka naiwna, Bello. Skoro ukrywałem
to przez szesnaście lat, myślisz, że teraz wezmę kartkę i napiszę ci adres?
Dracon zobaczyła jak oddech ciotki
przyspieszył. Odwróciła się tyłem do biblioteczki i wściekła zrzuciła wszystkie
książki z półki.
-Ukrywasz go, bo wiesz, że jest ważny-
wysyczała.
Malfoy przesunął wzrok na Snape`a, który
poruszył niemo ustami. Natychmiast zrozumiał, co jego opiekun stara się
przekazać. Mocniej zacisnął palce na różdżce i starał się powstrzymać łzy. Po
raz kolejny Snape wypowiedział te dwa słowa, które sprawiły, że Draconowi
stanęło serce.
-Gdzie masz różdżkę, Snape?- zapytała
pogardliwie Bella.
-W płaszczu.
Kobieta przyjrzała się mu podejrzliwie, a
potem machnęła ręka na siostrzeńca.
-Draco, sprawdź.
Chłopak jednak nadal tkwił w miejscu, przez
co został brutalnie popchnięty przez czarownicę. Uderzył w ścianę i poczuł tępy
ból w głowie.
-Rusz się!- zawyła ciotka.
-W prawej kieszeni- mruknął Severus.
Chłopak opuścił gabinet i usłyszał wrzaski
bólu. Zatkał uszy, nie chcąc ich słyszeć. Podszedł do ubrania mistrza i włożył
dłoń do prawej kieszeni. Nie było tam jednak różdżki, a kawałek pergaminu.
Powoli go wyjął i przeczytał pospiesznie nakreślone słowa.
To
nic trudnego, wymówić dwa ostatnie słowa.
SS.
Blondyn z przerażeniem zmiął papier i
wyciągnął różdżkę z lewej kieszeni. Krzyki nie ucichły, więc chłopak zaczekał
za drzwiami. Dopiero, gdy w gabinecie
zaległa cisza, odważył się nacisnąć klamkę.
-Nareszcie –warknęła Bella. –Masz ją?
Draco bez słowa podał jej magiczny
patyczek, który kiedyś należał do Mistrza Eliksirów. Bellatriks uśmiechnęła się
delikatnie i ponownie wymierzyła różdżkę w Snape`a. Draco napotkał błagalne
spojrzenie czarnych tęczówek i sam uniósł swoją różdżkę.
To nic trudnego, wymówić dwa ostatnie słowa.
-Avada
kedavra.
Zielony promień przemknął przez
pomieszczenie i uderzył w pierś mężczyzny. Draco poczuł, że świat nagle
zwalnia, a życie nauczyciela i opiekuna siłą zostaje wyrzucone z ciała. Głowa
Severusa Snape` a została odrzucona do tyłu, a czarne włosy opadły na szeroko
otwarte oczy.
-Co ty wyprawiasz?- wysyczała wściekle
Bellatriks.
-On i tak nic nie wie – mruknął Draco.- Na
takich zdrajców jak on, szkoda marnować czas.
Lestrange przez chwilę szukała słów.
Blondyn nie wiedział, co bardziej przeżywała jego ciotka. Brak zabawy ofiarą,
czy bezduszne zachowanie siostrzeńca. W końcu na jej twarzy wykwitł uśmiech.
-Myliłam się, co do ciebie –oznajmiła
chłodno, ale dumnie. –Może jednak coś z ciebie będzie.
Nie odpowiedział, tylko w otępieniu
wpatrywał się w stygnące ciało nauczyciela. Lestrange szybkim krokiem opuściła
pomieszczenie. Malutki Pettigrew rzucił młodemu Malfoy` owi ostatnie,
przestraszone spojrzenie i ruszył za Bellą. Blondyn powoli ruszył w stronę
ciała. Nie zwracał uwagi, że kopie leżące na podłodze książki. Patrzył przez
chwile w puste oczy swojego opiekuna, by po chwili zsunąć powieki na czarne
tęczówki.
W salonie Malfoy` ów
znajdowali się wszyscy poszukiwani śmierciożercy, a także mieszkańcy domu.
Narcyza siedziała wyprostowana obok swojego męża, który co chwila zagadywał
Rokwooda. Zachowywał się, jakby nie zauważał pustego miejsca obok swojej żony.
Natomiast blondynka, co chwila zerkała na krzesło, gdzie powinien zasiąść jej
syn. Wiedziała, że coś poszło nie tak. Nie było go już ponad godzinę, a
przecież wszystko miało pójść łatwo. Trzask drzwi sprawił, że kobieta
podskoczyła na swoim miejscu i wysoko zadzierała głowę, nie zwracając uwagi na
pogardliwe spojrzenie swego pana. W końcu ujrzała swojego syna, który
skłoniwszy się lekko opadł po jej lewej stronie. Pod stołem ujęła jego zimną,
niczym śmierć dłoń i mocno ścisnęła. Bellatriks natomiast z wesołym uśmiechem
na twarzy usiadła po prawej stronie Lorda Voldemorta.
-Snape nie żyje. Zabił go młody Malfoy -
odparła.
Narcyza poczuła, jak skóra na jej plecach
nagle drętwieje. Wszystkie oczy były skupione na chłopaku, który uniósł
wyzywająco podbródek. Amycus uściskał mu dłoń, a czarny Pan przeniósł na niego
swój wzrok.
-Widzę, że jednak jesteś lepszy, niż ojciec
- pochwalił.
Narcyza zaczęła oddychać szybciej, mając
nadzieję, że nikt tego nie zauważy.
-Co z dzieckiem?
-Snape nic nie wiedział –mruknęła Bella.-
Ani płci, ani imienia. Pewnie po prostu je wydał i tyle!
-To znaczy, że może być wszędzie- mruknął
Rokwood.
-W takim razie, będziemy szukać wszędzie
–odparł spokojnie Czarny Pan.- Macie znaleźć adoptowane dziecko, które w tym
roku skończy szesnaście lat.
-I co z nimi zrobić? Przyprowadzić?
-Zabić- odparł spokojnie Czarny Pan.
Słońce powoli
wschodziło, gdy Narcyza opadła na kuchenne krzesło. Tępy ból głowy stanowczo
nie pomagał znieść myśli, że właśnie w tej chwili Dracon jest razem z
Bellatriks. Poszukiwaniem ostatniego Black`a zajęli się najwierniejsi
śmierciożercy, w tym jej syn, mąż i siostra. Przez chwilę zastanawiała się, czy
nie wypić kolejnego kieliszka wina, ale po dłuższej chwili stwierdziła, że nie
warto. Ponuro spojrzała na pierwszą stronę Proroka Codziennego.
Fala morderstw.
Od zeszłego tygodnia zginęło ponad 20
szesnastolatków. Ministestwo bezradnie rozkłada ręcę, ponieważ ofiary nie są
powiązane.
-Te ofiary zupełnie nic nie łączy. Giną
zarówno Ci, co mieszkając na północy Anglii, jak i w Irlandii, lub Walii. –
wypowiada się szef Biura Aurorów.- Z ich historii możemy wywnioskować, że
jedyne połączenie to adopcja.
Wszystkie ofiary zostały adoptowane.
Czy to właśnie przez to, śmierciożercy obrali je za cel? Ile jeszcze zginie?
Narcyza odrzuciła gazetę na bok i ukryła
twarz w dłoniach. Usłyszała ciche kroki skrzata, który zapewne czekał, aż
kobieta zejdzie na śniadanie. Powolnym krokiem podeszła do jadalni. Jasne
ściany raziły jej oczy, dlatego spuściła je na czarne płytki. Opadła na jedno z
trzech dębowych krzeseł i podziękowała skrzatowi. Poczekała, aż stworzonko
zniknie za ścianą i różdżką przywołała eliksir na kaca. Nie chciała, aby
ktokolwiek wiedział, że była w takim stanie. W takich momentach przypominała
sobie słowa matki, która na jej nieszczęście opuściła już ten świat.
Narcyza
po raz ostatni spojrzała w duże lustro i przygładziła blond kosmyki. Miała
wrażenie, że odgłosy z salonu są coraz głośniejsze, a jej nogi zaczynają powoli
drżeć. Zrobiła ostatnią kreskę nad okiem i uśmiechnęła się do swojego odbicia.
Blond włosy były spięte w luźny kok, ale niektóre kosmyki delikatnie wiły się
na szyi. Długa do ziemi, szmaragdowa suknia opinała ściśle jej ciało.
Przygładziła materiał i poprawiła wiszące na szyi perły. Jej małe sanktuarium
została zbezczeszczone w jednej chwili. Jej starsza siostra Bellatriks
uśmiechnęła się szyderczo na widok siostry i opadła na wolne krzesło. Narcyza
stłumiła w sobie westchnienie i rzuciła swojemu odbiciu ostatnie spojrzenie.
-Nie
wiem, czym ty się tak denerwujesz- westchnęła Bella.- Przecież Lucjusz jest
twój.
-Tu
nie chodzi o niego.
-Pewnie-
prychnęła.
Najmłodsza
panna Black odwróciła się tyłem do siostry i zamknęła szafę. Nie lubiła, gdy
była otwarta.
-Czego
chcesz, Bello?
-Nie
mogę odwiedzić siostry?
Narcyza
uniosła wysoko cienkie brwi i zmierzyła czarnowłosą uważnym spojrzeniem.
Szczupła, blada twarz była lekko przypudrowana, ale porcelanowa karnacja wciąż
była widoczna. Drobne usta były wygięte w szyderczym uśmiechu, który był
znakiem rozpoznawczym najstarszej panny Black. Długie i grube loki miały barwę
hebanu i opadały na szczupłe plecy kobiety. Małe, niczym paciorki oczy były
otoczone wachlarzem długich, czarnych rzęs. Czarna suknie sięgała jej do kolan
i odsłaniała szczupłe nogi obute w czarne szpilki.
-To
sześćdziesiąte urodziny mamy, należy jej się szacunek- warknęła Narcyza.
-Cyziu,
sugerujesz, że nie mam szacunku do własnej matki?- zapytała z udawanym
oburzeniem Bellatriks.- Kocham ją nad życie..
-I
dlatego podczas ostatniej kłótni nazwałaś ją starą, nic nie znaczącą wiedźmą?
Bellatriks
posłała jej oburzone spojrzenie i splotła na piersi szczupłe ramiona. Narcyza
zadrżała, ale starała się, aby jej siostra tego nie zauważyła.
-Nie
chciała dać pieniędzy na mój ślub z Rudolfem- zaperzyła się.
-Może
dlatego, że to śmierciożerca i straszny gbur?
Bellatriks
parsknęła chłodnym śmiechem i sięgnęła na łóżko siostry, gdzie leżała złota
biżuteria. Każda błyskotka była prezentem od Lucjusza. Czarnowłosa przymierzyła
jeden ze złotych pierścionków z małym, czerwonym oczkiem.
-Właśnie
o to chodzi, Cyziu- zapiała, odkładając na bok biżuterię.- On pomoże mi się
dostać do szeregu śmierciożerców.
Narcyza,
która trzymała w tej chwili srebrne kolczyki upuściła je na ziemię. Z
przerażeniem spojrzała na swoją siostrę, która uśmiechała się do siebie.
-Chyba
nie mówisz poważnie- wyjąkała.
-Ależ
tak, to moja jedyna szansa.
Narcyza
podniosła kolczyki i włożyła je na uszy. Starała się nie słuchać zachwytów
Belli na temat działań Czarnego Pana. Jej wywód przerwał wrzask z dołu i po
chwili ostry, basowy głos ojca. Narcyza posłała siostrze przerażone spojrzenie
i obie kobiety zbiegły po schodach. Przy drzwiach stała ich siostra Andromeda,
która z wściekłością wpatrywała się w stojącego przed nią Cygnusa Black` a.
-Naprawdę
nie macie serca?- zapytała kobieta.
Narcyza
po raz ostatni widziała siostrę kilka miesięcy temu, gdy ta została wyrzucona z
domu przez ojca. Ślub z mugolakiem był hańbą dla całej rodziny. Teraz Andromeda
nie była już tą szczęśliwą brunetką, która siała optymizm w każdym miejscu.
Była swoim cieniem, wrakiem dawnej Andromedy. Włosy straciły blask, a twarz
strasznie schudła. Jej ubranie było w niektórych miejscach brudne i podarte.
-Wynoś
się- zagrzmiał Cygnus.
Narcyza
zeszła z ostatniego stopnia i podeszła do swojej matki. Kobieta może i kończyła
już szóstą dekadę swojego życia, ale wciąż była prawdziwą arystokratką. Druella
posiadała jasne włosy, tak jak jej najmłodsza córka i szare tęczówki, w których
nie było miejsca na miłość, czy ciepło.
-Jak
śmiałeś zaatakować nasz dom?!- krzyczała Andromeda.
Reszta
jej krzyków utonęła we wrzasku Cygnusa i Bellatriks, która wyciągnęła różdżkę i
wymierzyła w siostrę. Narcyza patrzyła zszokowana, jak ojciec i siostra wyrzucają
Dorę na bruk.
-Pamiętaj
Narcyzo, abyś nigdy nie pozwoliła zawładnąć emocjom- szepnęła Druella Black.
Pokiwała
głową i spojrzała na stojący przed nią talerz. Szybko zjadła przygotowaną przez
sługę jajecznicę i usłyszała sowę. Z przerażeniem wpatrywała się w czarnego
puchacza, którego jeszcze przed dwoma dniami wysłała do Severusa. Stworzenie
przechyliło delikatnie główkę i ponownie zastukało dziobek w szybę. Chwiejnie
podeszła do okna i zacisnęła dłoń na zimnej klamce. Wzięła jeszcze dwa oddechy,
aby się uspokoić i otworzyła okno. Wpuściła stworzenie do kuchni, sowa usiadła
na stole i zatrzepotała czarnymi, niczym śmierć skrzydłami. Przy nóżce miał
przywiązany list. Drżącymi palcami odwiązała kokardę i dostrzegła, że sowa
przyniosła dwie koperty. Jedna była zaadresowana do niej, a druga do niejakiej
Caris Waiss. Bez wahania otworzyła swoją i poczuła jak samotna łza spływa po
jej policzku, gdy dostrzegła znajome pismo przyjaciela.
Narcyzo,
Nie
bądź zła na Dracona. To ja chciałem, aby mnie zabił. Widzisz Czarny Pan zaczął
mieć do niego wątpliwości, dlatego potrzebował jakiegoś dowodu wierności od
twojego syna. Mam nadzieję, że nie załamie się pod wpływem tego zdarzenia, bo
zagrożenie śmierci znów powróci.
Pamiętaj,
żebyś była silna. On Ciebie teraz potrzebuje, ale nie możesz okazać słabości.
Śmierciożercy was obserwują i myślę, że Ciebie także. Musisz być ostrożna,
jeśli chcesz zachować przy życiu męża i syna. Drugi list jest zaadresowany do
Caris, do ich córki. Nie wiem, dokąd moja kuzynka ją wywiozła, dlatego nie
mogłem jej tego wysłać. Jeśli kiedykolwiek byś się dowiedziała, lub ją znalazła
przekaż jej go ode mnie.
Żegnaj, najdroższa przyjaciółko.
Severus
Snape.
PS.
Spal to!
Z jej piersi wydobył się cichy szloch, gdy
z trudem odczytała skreślone litery. Czuła, jakby jej serce zostało nagle
rozerwane na strzępy, a złożenie go w całość nie było już możliwe. Usłyszała
kroki skrzata i odwróciła się tak, aby stworzenie nie zobaczyło jej łez.
-Wszystko w porządku, Pani?- zapytał
skrzekliwie Mrozek.
-Tak- odparła krótko.- Idź posprzątaj pokój
Dracona.
Nie usłyszała odpowiedzi, a jedynie kroki,
które po chwili umilkły. Chwyciła się stołu, aby nie upaść i spokojnie
przemierzała wzrokiem pomieszczenie. Gdy w końcu dostrzegła, to, co chciała
zaryzykowała i puściła się drewnianego mebla. Podeszła do leżącej na lśniącym
blacie karafki i nalała sobie do szklanki brandy. Jednym haustem opróżniła
kryształowe naczynie i poczuła, jak alkohol drażni jej gardło i pali płuca. Zakręciło
jej się delikatnie w głowie, ale wzruszyła jedynie ramionami i po raz drugi
napełniła szklankę. Tym razem piła powoli, jakby delektowała się smakiem
napoju. Odłożyła ją z trzaskiem, a siła uderzenia spowodowała, że naczynie
rozleciało się w jej dłoni. Zaklęła, gdy po jej nadgarstku popłynęła szkarłatna
strużka krwi. Wystarczyło machnięcie różdżką i po ranach nie było śladu.
Wciągnęła przez nos haust powietrza i powoli ruszyła do salonu. Jej spojrzenie
od razu zatrzymało się na kominku, gdzie wesoło trzaskał ogień. Stanęła
naprzeciwko i jeszcze raz spojrzała na list. Ostatnie słowa jej przyjaciela
miały zostać pochłonięte przez płomienie i uniesione do nieba, do właściciela.
Drżącymi rękoma przycisnęła list do piersi, a potem bez słowa wrzuciła do pomarańczowych
języków ognia. Usiadła na kanapie i wpatrywała się, jak pergamin poddaje się
gorącu i po chwili wszystkie słowa nikną. Zapach palonego pergaminu wypełnił
pomieszczenie i sprawił, że Narcyza zamknęła oczy.
-Spoczywaj w spokoju, przyjacielu- szepnęła.
Spojrzała na drugą kopertę, która należała do
dziecka. Do dziecka jej kuzyna i Philippy. Musiała go ukryć, tak, aby nikt go
nie znalazł. Podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę schodów. Powoli wspinała
się na piętro. Tępy ból w głowie natychmiast się wzmocnił, gdy potknęła się o
jeden ze stopni i musiała pochylić głowę. Syknęła cicho a potem ruszyła dalej.
Po krótkim czasie znalazła się w swojej sypialni. Ogromne pomieszczenie o
białych ścianach, teraz mocno raziło w oczy. Machnięciem różdżki zasunęła
zasłony, które sprawiły, że w pokoju panował miły półmrok. Ominęła stojące na
środku ogromne łóżko z cieniutkim baldachimem. I stanęła przed toaletką.
Pięknie wyrzeźbiony mebel z wielkim lustrem i trzema szufladkami, gdzie
znajdowała się jej biżuteria, nagle wydała się zbyt oczywistą kryjówką. Narcyza
podeszła do biblioteczki i przesuwała wzrokiem po tytułach książek. Szukała tej
najmniej czytanej, wręcz odtrącanej przez osoby, które tu podchodziły. Chwyciła
za elegancki bok, który ani razu nie został otwarty i wyciągnęła książkę o
mugolskich wynalazkach, którą kiedyś przez przypadek kupiła. Otworzyła książkę,
gdzieś w połowie i włożyła kopertę między stronnice. Odłożyła księgę na półkę i
oparła się o biblioteczkę, aby złapać oddech. Miała nadzieję, że nikt nie
będzie na tyle zuchwały, aby przeszukać jej rzeczy.
------------------
Jest rozdział drugi, jestem z siebie dumna!
Oficjalnie piszę, że jest to ostatni rozdział, o którym powiadamiam. Na górze zawsze jest wypisana data kolejnego rozdziału, albo czytelnik może skorzystać z gadżetu "Obserwuj". Znów brak głównej bohaterki, ale Caris powinna pojawić się już w następnym rozdziale. Jest to ostatni post przed świętami, dlatego życzę wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
He he, jesteś niemożliwa. :)
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczaiłam się tak do Severusa jako głównego bohatera, że nie wyobrażam sobie kogokolwiek innego na jego miejscu. Podoba mi się tytuł rozdziału, choć bardziej odpowiadałby mi ,,wewnętrzne rozterki Draco". Żart :)
Przez ten cały list Snape'a i wcześniejsze intrygi mam wrażenie, że Lily wcale nie była jego wielką miłością tylko Narcyza (cóż farciarzem to on nie jest) mam nadzieję, że zrobi się znów bardziej szorstki, troszkę mi tego brakuje, a tu widzę tylko przyjaciela i męczennika. Jestem ciekawa czy to ze względu na fabułę. Czekam na więcej! :) ~Orkadrahi
Snape nigdy, ale to nigdy nie kochał Narcyzy. Tyle mogę ci powiedzieć. On był po prostu jej przyjacielem,który o wiele bardziej, niż Lucjusz interesował się jej synem. Długo myślałam nad tytułem tego rozdziału, a jeszcze dłużej nad cytatem na samej górze.Biedna Orkadrahi, właśnie zabiłam jej ulubioną postać :)
UsuńSeverus będzie pojawiał się jedynie we wspomnieniach, bo nie mam zamiaru wprowadzać właśnie jego, jako ducha. Błe!
Caris pojawi się w kolejnym rozdziale obiecuję. W końcu ile można pisać bez przedstawienia głównej bohaterki :)
Długo zbierałam się, aby skomentować twojego bloga. Sporo czasu (i różnych kryzysów) zajęło mi wejście tutaj i przeczytanie. Gdy już jednak weszłam, dowiedziałam się trochę na temat historii, akcji itp Już wiedziałam, że wprost muszę to przeczytać. Uwielbiam opowiadania potterowskie, chociaż początkowo nie przepadałam za tym z tego okresu czyli czasów Harry'ego, teraz zaczynam je doceniać.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że chyba nigdy nie wpadłabym na pomysł, żeby zrobić Lordziowi Voldemorciowi córuchnę albo synka. Wydawało mi się, że skoro chciał być nieśmiertelny (jak można przypuszczać, czytając Harry'ego Pottera), dzieci byłyby zbytecznym dodatkiem. Ale cóż, ostatecznie własna żona nieźle go wyrolowała i przyprawiła rogi. U Ciebie wypada to jednak przekonywająco, chociaż brakuje mi w jego, znaczy Czarnego Pana, sylwetce okrucieństwa, braku litości i tego zimnego wyrachowania.
O Caris nadal nic nie wiemy, chociaż muszę przyznać, że to wyjątkowo ładne imię. Ładne, a do tego oryginalne i niebanalne. Kurczę, aż sama bym na nie chętnie zamieniła moją zwyczajną i prozaiczną Małgorzatę;) Zaczynam zastanawiać się, jaka będzie Caris - słodka i uległa? A może chłodna i arogancka? Przyznam, że jestem tego strasznie ciekawa. Mam tylko cichutką nadzieję, że będzie trochę podobna do ojca, bo Blackowie zawsze mieli w oczach to coś, co nie pozwalało mi ich nie lubić.
Z zakładki o opowiadaniu domyślam się, że w tle będzie jakaś porywająca historia zakazanej i bądź co bądź niezwykle nieszczęśliwej miłości, która skazana jest na klęskę, jak można się domyślić z prologu, który wpił mnie w fotel. To jest tak przeraźliwie smutne, że praktycznie bez nadziei na happy end, które są dla mnie nieodłączną częścią literackiej fikcji. Ale wracając do tematu, nie mam pojęcia kim będzie właściwie wybranek Caris. To będzie ktoś nowy? Czy z kanonu? Osobiście stawiam na Dracona i gorąco mu kibicuję, bo nie sposób mu się oprzeć i czegokolwiek odmówić.
Z Severusa Snape'a zrobiłaś jeszcze większego agenta niż przedstawiono go w sadze. tam działał na dwa fronty, tutaj niemalże na trzy. To bardzo dobrze, ba!, lepiej niż dobrze o nim świadczy, że ukrył Caris przed Voldemortem. Wydaje mi się, że musiał być bliskim i bardzo oddanym przyjacielem Philippy, skoro tak się narażał.
Bardzo podoba mi się sposób w jaki przedstawiłaś Narcyzę Malfoy. Tutaj nie jest tak arystokratkę, żoną czy czarownicą, jak matką - kimś, kto chce przede wszystkim chronić swoje dziecko i tylko ono się liczyć, a ją jako rodzica nic bardziej nie zobowiązuje. Musiała też chyba być bardzo bliską przyjaciółką Severusa, skoro dla niego tak bardzo ryzykowała.
Dodałam już Twojego bloga do obserwowanych przeze mnie, więc powinnam być mniej lub bardziej na bieżąco i wraz z kolejnym razem pojawić się z jeszcze jednym komentarzem.
Pozdrawiam cieplutko;)
Witaj,
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za spóźnienie.
Znów brak Caris. Szkoda , ale to Twój wybór. Dzięki temu jej postać staje się coraz bardziej tajemnicza i wyczekiwana. Ciekawa jestem, jaką postacią się okaże i być może, w kim się zakocha:) Chciałabym więcej Draco w opowiadaniu, lubię jego postać.
Ciekawa jestem, jakie relację będą ją łączyć ze Snapem.
Dużo Cyzi w tej notce. Dobrze ją kreujesz i wydaje mi się coraz ważniejsza w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że nagle nie zrezygnujesz z jej udziału w wydarzeniach w przyszłości, bo naprawdę doskonale idzie Ci kreowanie jej postaci. Jest bardziej ludzka, niż wszyscy tu razem wzięci, a zarazem... twarda?
Czekam na NN. Pozdrawiam:)
Wow. W sumie po przeczytaniu tych wszystkich rozdziałów, zaledwie chwilę temu tylko to jestem w stanie powiedzieć. Zazwyczaj nie gustuję w tego typu blogach, bo nie lubię tworzącej się nie nich atmosfery grozy i roztargnienia. Tutaj jest inaczej. Jeszcze nie wiem dlaczego, ale zamiast nacisnąć krzyżyk od razu przeczytałąm wszystkie rozdziały i wcale tego nie żałuję. Prolog genialny. Pierwszy raz widziałam prolog napisany w formie listu. Jeden z najlepszych prologów jakie czytałam. Choć nie przebiłaś najkrótszego i najśmieszniejszego : "Życie jest do dupy, a potem się umiera. Ta chciałby się"
OdpowiedzUsuńNaprawdę zaciekawiłaś mnie tą historią, choć szczerze, to nie przepadam ani za Snapem, Bellą czy Cyzią i Lucjuszem. Raczej nie czytam nic związanego z nimi, ale twoje opowiadanie mnei zaciekawiło bo jest całkiem inne. Będę tu częściej zaglądać, a ciebie zapraszam do mnie na znaną historię w niezwykłej oprawie:
wszystko-za-wszystko.blogspot.com
Pozdrawiam :)